30 lip 2011

Nieogarnięte. + millość

Ta notka będzie bez sensu, tematu przewodniego. Po prostu, napiszę ją sobie ;)
Nie powiem, zaskoczyły kontrowersje, jakie wzbudziła poprzednia notka. Powiedziałam to już jednej z Was, powtórzę ogółowi. Na to, co piszę, należy patrzeć z przymrużeniem oka. Jest to wręcz wskazane. Tak lepiej będzie dla Was i dla mnie. Bo i po co mamy się jakoś tam wzajemnie denerwować, czy coś? Niegdy nie byłam, nie jestem i nie będę poważnym czlowiekiem. Będę się czepiać różnorakich zjawisk, marudzić, kiedy nie będzie mi coś odpowiadać i różne takie. Niestety.
Wstawiłabym jakieś zdjęcia, ale Yaśko chce się photoshopem pobawić, więc dodam już z jego obróbką, niech ma.
Dzień nudny, jak flaki z olejem. Wczoraj przynajmniej pod wieczór zrobiło się ciekawie, ale dziś nie wygląda na to, zebym miała sposobność wyjść na dwór, do luudzi.

Okaj. Yaśko zaproponował, abym naskrobała coś o miłości, krytycznie. Spoko, chociaż nie mam zbyt wiele na ten temat do powiedzenia. Ja się w to nie bawię. Przede wszystkim. Sadzę, że jestem na to za młoda. Zawsze słyszymy owe słowa od dorosłych, ale ja się z nimi zgadzam. Niedawno miałam nieprzyjemną  sytuację. Wynikała ona z tego, że spora część osób w moim wieku uważa, że zwrotu "Kocham Cię", można bez krępacji użyć po dwóch dniach znajomości. Przepraszam, ale szybko to ja mogę samochodem pojeździć. Ja na coś takiego potrzebuję czasu, wybaczcie. Poza tym. Całe życie przede mną, tyle do zobaczenia, a ja się będę tutaj jakimiś deklaracjami ograniczać. W chwili obecnej, chłopak może być dla mnie jedynie przyjacielem, kuplem od śmiania się ze wszystkiego or something like that. Nic ponadto. Ja mam taki stosunek, Wasz zapewne nieco się różni. Chętnie wezmę ponowny udział w dyskusji :)




Pozdrowienia dla Was z deszczowego Nałęczowa :D Muah!

29 lip 2011

Nieciekawie.

Cóż. Mam miaszane uczucia co do wczorajszego dnia. Niby początek cudowny, środek również, ale ostatnia godzina tak wytrąciła mnie z równowagi. Sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. W tym miejscu bardzo dziękuję Normie za przyczytanie moim narzekań, niepewności, udzielenie cennych rad i w ogóle wszystko. Jej "koński łeb" cholrnie mi pomógł :) :*
Nadal myślę, co zrobić, ale chyba powiedzenie sobie "no to papa", będzie w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem. Nie chcę spotykać się z nimi ze strachem, że taka sytuacja się powtórzy. Nie będę zdobywać przyjaciół, takich przyjaciół, na siłę. Dziękuję bardzo.

Pocieszający jest fakt, że moje niezwodne dziewuchy spisały się na medal. Kocham nasze rozmowy, śmiechy i chore pomysły.
Frugo. Nadal nie pojmuję, o co w tym wszystkim chodzi. Osoby w moim wieku aż piszczą z zachwytu, że to smak ich dzieciństwa. Smak dzieciństwa? Spróbowałam dopiero wczoraj. Smutny wniosek? Jestem cholernie zacofana! -,- Cóż, muszę przyznać, że smakowało mi. Kupiłyśmy cztery smaki, które były w markecie. Zielony najlepszy, nie piłam tego jasnego, różowy a blee, ale nie lubię grejpfrutów. Tyle, że jest to produkt jak Tymbark. Wszyscy podniecają się nim, robią zdjęcia, bo to popularne, MODNE. Ja tam się mogę najwyżej śmiać. Głupio mi teraz pić to na mieście. To coś, jakby iść główną alejką w parku, puszczając na full'a Biebera lub Honey. Wiocha ostateczna. Tak to odbieram.


Hmm. Zostawiając już Frugo w spokoju. Zapisałam się do biblioteki, więc w najbliższym czasie możecie spodziewać się jakichś recenzji, czy coś w tym rodzaju. Mam też pomysł na notkę innego rodzaju, ale o tym następnym razem. Może jutro? Jeszcze zobaczę jak to będzie.

Buziaczki dla Was :*

27 lip 2011

Dlatego dziś z całego serca życzę Ci okrutnie beznadziejnych dni.

Taak. Niektórzy ludzie powinni być eliminowania w chwilę po narodzeniu. Nie to żebym szerzyła jakąś hitlerowską propagandę, ale po prostu to już przechodzi ludzkie pojęcie. Dorosły człowiek o umyśle upośledonego trzylatka - to jest to!

Ale dobra, nie miałam pomysłu na tytuł, wzięłam ten i od rzu nasunął mi się poprzedni akapit. Chaos wokół mnie, mamuśka krzyczy żebym brała się za sprzątanie.  A ja musiałam tu wejść. Dorwałam dziś nareszcie aparat. Poczatkowo w domu zorientowałam się w funkcjach, potem wyrwałam na dwór. Bez większej nadziei. Efekty były żałosne wręcz, w większości przypadków. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafię złapać odpowiednio ostrości. Przy zbliżeniach obiekt na pierwszym planie jest niewyraźny, w przeciwieństwie do tła. Będę musiała nad tym popracować. Po powrocie odpaliłam PhotoScape w celu standardowej przeróbki - trochę kontrast, jasność. Bez szaleństw. Tknęło mnie coś, żeby wypróbować filtry iii... jednym jestem zachwycona! Wiem, że w porównaniu z innymi wypadnie marnie, ale jak na mnie bomba. Dobra, dobra. Nikt nie lubi czytać, więc wrzucam.


Oj wiem, że nic specjalnego. Co nie zmienia faktu, że cieszę się z niego jak dziecko. To aktualnie moje ulubione miejsce spacerów w konkretnym celu...
Nie dali mi aparatu do Nałęczowa! A tutaj jest tak pięknie... Tak, już wróciłam.

Napiszę może później. Miłego dnia.

25 lip 2011

Brans.

Supełkuję sobie od paru dni :] Ogólnie jestem tak zawalona, że nie mam czasu na bloga. Z resztą, komu potrzebne moje farmazony? Nikt mnie nie kocha, nikt! Chociaż, sorry. Kochają mnie, jasne. Ale jak im zęby powybijam, to przestaną. Macie zdjęcie i spadam.

Jest krzywa, dowązywałam mulinę, co widać, ale będę przynajmniej
wiedziała, jak następnym razem tego nie robić. Ale ma ładne kolorki,
to pierwsza próba z tym wzorem i nie uskuteczniałam na niej żadnych zabiegów
prowadzących do wyrównania linii, czy coś. Nie jest więc taka zła.
Boli mnie brzuch i mam zryty humor. Miłej nocy.

20 lip 2011

Coś takiego.

Zara wpatrywała się ze skupieniem we wschodzące słońce. Podziwiała niesamowitą grę barw, jednocześnie usilnie starając się zebrać rozbiegane myśli. Wszystko wokół zmienia się. Dzień ustępuje nocy, noc dniu. Pory roku kolejno przejmują władzę, każda niesie coś innego. Wiedziała, że nie zapobiegnie zmianom zachodzącym w jej życiu, tak jak nie może zapobiec temu, by szaroniebieskie niebo rozbłysło tysiącami odcieni czerwieni, pomarańczy, różu i fioletu. Taka jest kolej rzeczy. Zwykli ludzie muszą się z tym pogodzić. Ale czy ona nadal będzie zwykłą dziewczyną, jaką decyzję podejmie? Tego nie wiedziała. Starała się na spokojnie przeanalizować wszystkie plusy i minusy każdej z możliwości. Robiła tak zawsze, kiedy nie wiedziała, którego z dwóch chłopców wybrać. Ale chyba teraz sytuacja była poważniejsza. Szczenięca miłość pod każdym względem ustępowała możliwości zawładnięcia pradawnymi mocami. Ile ona ma z nimi wspólnego? Poza dziwacznym imieniem, z którego z resztą śmiali się wszyscy jej rówieśnicy? Może powinna być zła za te lata upokorzeń, odmienności, znoszone po prostu, bez słowa wyjaśnienia? Na żadne z pytań nie znajdowała odpowiedzi. W jej głowie panował zupełny chaos. Postanowiła nie myśleć, wyłączyć się.
Otworzyła na moment oczy, które zamknęła, by ułatwić sobie ogarnięcie zaśmieconego umysłu. Słońce ukazało ponad linią horyzontu już połowę swojej tarczy. Podziwiała przez chwilę grę światła i otaczających go barw,  by za chwilę spuścić wzrok na dolinę. Z wrzosowiska, na którym znalazła swoją oazę, widziała ją całą dokładnie. Skupione ciasno chatki, błyskając wypolerowanymi dachówkami, rzucały gdzieniegdzie długie cienie. Pośród nich krzątali się już, mimo wczesnej nawet dla nich godziny, pierwsi robotnicy. Porządkowali obejścia, zamiatali wybrukowane uliczki, niewiele czasu poświęcali na konieczne, codzienne obowiązki. Chcąc, nie chcąc, zajmą się tym kobiety. Oni nie mają na to czasu, święto już blisko. Nie mogą przecież obrazić bogów. Ale czy święto w ogóle się odbędzie? Dziewczyna nie miała już ochoty na więcej pytań. Wyswobodziła złożone do tej pory po turecku nogi i zanurzyła je w wilgotnych jeszcze od rosy wrzosach. Ręce postawiła za sobą i odchylając się do tyłu wystawiła skórę do promieni słońca. Było jej cudownie, stwierdziła w myślach, że mogłaby tak trwać bez końca. „Więc zgódź się!” podpowiadał głos pochodzący z tyłu czaszki. „Wiesz, jak będziesz traktowana. Jedno Twoje słowo.”
Nie mogła już tego wytrzymać. Czy naprawdę cały świat, nawet własny umysł, jest przeciwko niej? Poczuła się po raz pierwszy tak, jak czują się zbuntowane nastolatki. Była zła, lecz przed oczami stała jej sylwetka Asslana. Co zrobi z nim? Jak wtrzyma bez niego? Zacisnęła mocno oczy. Podjęła decyzje. Słońce ukazało na niebie całą swoją krasę.
Zara wpatrywała się ze skupieniem we wschodzące słońce. Podziwiała niesamowitą grę barw, jednocześnie usilnie starając się zebrać rozbiegane myśli. Wszystko wokół zmienia się. Dzień ustępuje nocy, noc dniu. Pory roku kolejno przejmują władzę, każda niesie coś innego. Wiedziała, że nie zapobiegnie zmianom zachodzącym w jej życiu, tak jak nie może zapobiec temu, by szaroniebieskie niebo rozbłysło tysiącami odcieni czerwieni, pomarańczy, różu i fioletu. Taka jest kolej rzeczy. Zwykli ludzie muszą się z tym pogodzić. Ale czy ona nadal będzie zwykłą dziewczyną, jaką decyzję podejmie? Tego nie wiedziała. Starała się na spokojnie przeanalizować wszystkie plusy i minusy każdej z możliwości. Robiła tak zawsze, kiedy nie wiedziała, którego z dwóch chłopców wybrać. Ale chyba teraz sytuacja była poważniejsza. Szczenięca miłość pod każdym względem ustępowała możliwości zawładnięcia pradawnymi mocami. Ile ona ma z nimi wspólnego? Poza dziwacznym imieniem, z którego z resztą śmiali się wszyscy jej rówieśnicy? Może powinna być zła za te lata upokorzeń, odmienności, znoszone po prostu, bez słowa wyjaśnienia? Na żadne z pytań nie znajdowała odpowiedzi. W jej głowie panował zupełny chaos. Postanowiła nie myśleć, wyłączyć się.
Otworzyła na moment oczy, które zamknęła, by ułatwić sobie ogarnięcie zaśmieconego umysłu. Słońce ukazało ponad linią horyzontu już połowę swojej tarczy. Podziwiała przez chwilę grę światła i otaczających go barw,  by za chwilę spuścić wzrok na dolinę. Z wrzosowiska, na którym znalazła swoją oazę, widziała ją całą dokładnie. Skupione ciasno chatki, błyskając wypolerowanymi dachówkami, rzucały gdzieniegdzie długie cienie. Pośród nich krzątali się już, mimo wczesnej nawet dla nich godziny, pierwsi robotnicy. Porządkowali obejścia, zamiatali wybrukowane uliczki, niewiele czasu poświęcali na konieczne, codzienne obowiązki. Chcąc, nie chcąc, zajmą się tym kobiety. Oni nie mają na to czasu, święto już blisko. Nie mogą przecież obrazić bogów. Ale czy święto w ogóle się odbędzie? Dziewczyna nie miała już ochoty na więcej pytań. Wyswobodziła złożone do tej pory po turecku nogi i zanurzyła je w wilgotnych jeszcze od rosy wrzosach. Ręce postawiła za sobą i odchylając się do tyłu wystawiła skórę do promieni słońca. Było jej cudownie, stwierdziła w myślach, że mogłaby tak trwać bez końca. „Więc zgódź się!” podpowiadał głos pochodzący z tyłu czaszki. „Wiesz, jak będziesz traktowana. Jedno Twoje słowo.”
Nie mogła już tego wytrzymać. Czy naprawdę cały świat, nawet własny umysł, jest przeciwko niej? Poczuła się po raz pierwszy tak, jak czują się zbuntowane nastolatki. Była zła, lecz przed oczami stała jej sylwetka Asslana. Co zrobi z nim? Jak wtrzyma bez niego? Zacisnęła mocno oczy. Podjęła decyzje. Słońce ukazało na niebie całą swoją krasę.



Tak, że tak... Jakieś koncepcje, na temat tego, jak może się wszystko dalej potoczyć? Zapał jest, pomysłu nie ma -,-

19 lip 2011

Diy.

Aloha! Nie pisałam, ale czytałam i komentowałam wasze blogi, a i to ponad moje siły. Męczę się cholernie, z mojego nosa cieknie jak z kranu, a wszystko za sprawą Tuśki. Prawie zapomniałam o uczuleniu. Jak sobie teraz pomyślę, że chciałam jednak zaryzykować kolejnego chomika, coś mi się robi. Nic, przemęczę się jeszcze te kilka dni.

Człowiek pracy rwał dziś wiśnie. Postanowiłam sobie, że całą dzisiejszą sumę wydam w pasmanterii. Diy mnie zafascynowało. Głowę mam pełną pomysłów, więc w najbliższym czasie możecie spodziewać się większego projektu. Mamuśka trochę pomoże i podpowie, będzie dobrze :D
Najbardziej urzekły mnie kokardki, od nich zapewne zacznę. Nic skomplikowanego, diabeł tkwi w projekcie.


edit. Nie moje, coby nie było. Taki przykładowy przykład.

Jakoś nie mam głowy do pisania ;/ Lecę się umyć, biorę paczkę chusteczek i wyruszam na rolki z Tynką. Chce mi się Nałęczowskiego wieczornego powietrza jak jasna cholera. Po drodze będę układać w głowie projekty zapewne :D
Mówcie, co u Was, później odpowiem. Bay!

18 lip 2011

Przytulasie :]

Jak ja mogę ich kochać! W takim towarzystwie cała moja upierdliwość i sarkazm znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Wczoraj robiłam głównie za pielęgniarkę. Jak ktoś ma nietego głowę, to nie przesadza z Tymbarkiem i nie skacze jak małpa -,- No, niektórzy tego nie wiedzą. Ale przynajmniej mieliśmy okazję przekonać się, że chodzą po tym świecie ludzie, którzy noszą wdzięczne nazwisko "Ciołek" :D Powaga.

Dziś też spotkałam się z czopkami, tym razem w dużo większym gronie. Nie miałam gdzie się podziać, ze wszystkimi chciałam podać, a dodatkowo popylałam na rolkach. Znowu nosił mnie przy ludziach! Nie kocham go, oj nie. Wiem, paradoks.

Poza tym zaliczyłam Kazimierz. W sumie nic ciekawego. Tak a propo tego. Teraz dopiero mnie tknęło. Tak bardzo chcę poznać Japonię, USA. A co wiem o takim Nałęczowie, czy Kazimierzu? No nic nie wiem. "Cudze chwalicie, swego nie znacie.", tak mówią. Obiecuję więc, że jeśli tylko uda mi się w te wakacje nabyć jakąkolwiek cyfrówkę, aby odpowiednio to udokumentować, wybiorę się w iście turystyczną podróż po tych obleganych "mistach". Możecie mnie trzymać za słowo.
W Kazimierzu, jak mówiłam, nic szczególnego nie było. Kupiłam tylko okulary, które chciałam kupić od dawna. Nie te konkretne, jakiekolwiek. Stałam i stałam, nie mogłam się zdecydować. Pan sprzedawca kręcił się nieciepliwie, ale w końcu byłam szanowną klientką :D Ostatecznie wybór padł na właśnie takie:

Ktoś wie, jak się ten model nazywa?
Potem spotkałam takie, z oczojebnie zieloną obwódką szkiełek i różowymi zausznikami, czy jak się to zwie, w dodatku tańsze. I chwilę żałowałam, ale ostatecznie pokochałam i te ;]

Takie tam, statki ;] To, że jeden nazywał się "Dziunia",
rozwaliło mnie na części pierwsze -,-
Co mogę jeszcze dodać? Ograniam swoje życie, idzie mi coraz lepiej. Dorastam, trochę wbrew własnej woli, ale jeszcze nie cała głupota stracona, więc się nie martwimy. Tuśka tłucze dupe w klatce, a ja myślę czy by nie napisać chociaż trzech akapitów. Może jutro. Zalegam w Was z postami, więc lecę czytać. A kątem oka obejrzę sobie horrora, buu :P

16 lip 2011

One Lovely Blog Award

Serdecznie dziękuję imienniczce, Kamili., za nominację do OLBA. Zobaczcie koniecznie jej bloga ;)

Siedem rzeczy o mnie?
1. Nigdy nie potrafię poprzestać na jednym kawałku czekolady, kiedy mam przed sobą całą tabliczkę.
2. Psychika siada mi średnio raz dziennie, na jakieś 10 minut. Takie zewieszenie systemu.
3. Kocham Japonię, na równi USA. Oba te kraje kiedyś odwiedzę, mówię Wam.
4. Uwielbiam czytać książki. Teraz na odstrzał poszedł kryminał autorstwa Agaty Christie.
5. Pomimo punktu 4. lektur szkolnych nie tykam zazwyczaj nawet patykiem (pomijając inny kryminał wspomnianej autrorki).
6. Mam obsesję na punkcie mojej grzywki. Ściśle mówiąc, nienawidzę jej, ale nie mam serca obciąć.
7. Nie potrafię żyć bez pisania.

Blogi, które nominuję:
1. http://placeformagic.blogspot.com/
2. http://punktd-m.blogspot.com/
3 http://factory-rock.blogspot.com/
4. http://magicznypedzel.blogspot.com/
5. http://ankyls.blogspot.com/
6. http://szklanapanna.blogspot.com/
7. http://jedyna-singielka-w-miescie.blogspot.com/
8. http://backqueen.blogspot.com/

Zasady One Lovely Blog Award :
  • Podziękowanie i link do bloga osoby, która przyznała Wam nagrodę
  • Skopiowanie i wklejenie loga na swoim blogu 
  • Nominacja 16 innych blogów i ich blogerów (Nie można nominować blogera, który Wam przyznał nagrodę)
  • Komentarz do wytypowanych przez siebie blogów, zawierający informacje o nagrodzie oraz nominacji.

Lecę poinfromować. Na następną notkę nie mam siły, jutro :) Miłej nocy życzę.

15 lip 2011

Była moc!

Niestety, nie mam jeszcze zdjęć :/ Mogę więc Wam przy sprawozdaniu posłużyć jedynie słowem.
Coś nieprawdopodobnego! No to pa ;]

Dobra, mówiąc konkretnie. Jeszcze na godzinę przed wystepem było troche ludzi, ale na placu pozostawało sporo miejsca. Ekipą wybraliśmy się na stronkę, kiedy wracaliśmy po niespełna półgodzinie, stał ludź na ludziu dosłownie. Ale nie przeszkodziło nam to w dopchniu się kanałami niemal pod samą scenę. Trzeci rząd, ale satysfakcjonuje mnie to, że przez cały czas widziałam dokładnie Kamila, jakie cuda wyczynia na scenie. Na początku było drętwo. Bardzo drętwo. Owszem: piski, bujanie się na boki, ale bez specjalnego szłu. Jednak dwie piosenki później, cały plac szalał :D Ell popłakała się kiedy tylko podszedł do mikrofonu. Trochę przegięcie, ale ma na jego punkcie bzika. Ja natomiast płakałam przy dwóch piosenkach mówiących o wierze i nadziei. Jak mi cholernie ich brakuje! Dodatkowo Kamil co chwila wtrącał luźne komentarze, pokochałam jego podejście do życia. Mówił, że nie ma rzeczy niemożliwych. "Jeszcze rok temu mógłbym najwyżej stać za barierką i krzyczeć, dziś śpiewam dla Was. Da się?". No nawet teraz mam łzy w oczach... Nie wiem dlaczego aż tak reaguję.
Wszystko skończyło się zdecydowanie zbyt szybko. Były niby bisy, podwójne nawet chyba. Ale zbyt szybko. Czekało w końcu jeszcze godzinne rozdanie autografów. Autograf mam, ale dostałam go od kolegi. Byłam zbyt zmęczona, żeby stać pod barierką i machać kartką jak głupek. Ja mam od tego ludzi. I tak najbardziej rozwalił mnie tekst Elizy "Kamil, cipo! No chodź tu!". W tamtym momencie chciało mi się z tego śmiać. Poźniej odechciało mi się już wszystkiego, ale to inna bajka.

Bardzo podobały mi się w tym dniu też:
- bezskuteczne próby nauczenia mnie tricków i tracków na desce,
- zbiorowe przytulańsko na alejkach i niezmiernie poważne rozmowy na znaczące tematy,
- całuski; nie mam pojęcia kto to zaczął, ale był głupi. Nie mogłam się później od nich wszystkich opędzić.
- standardowe kwiki po nocach z Agatą.

Mimo nieprzyjemnego incydentu wszystko wypada pozytywnie. Ja sobie jeszcze z nim porozmawiam i wszystko wyjaśnię!

A Wam, jak mijają wakacje? ;>

PS. Później poczytam Wasze posty i odpowiem na komentarze, bo teraz idę ogarniać Minecraft'a ;)
Buziaki :*

13 lip 2011

Zdjęcia głównie.

Mam już zdjęcia. Wstawię je na sam koniec, teraz troszkę wywodów.
Lubię takie późno-wieczorne (nie)spodziewane telefony. Banalne pytania typu "Jakiego koloru masz poduszkę?", "W co byłaś dziś ubrana? Ale dokładnie!", są na swój pokraczny sposób urocze.
Dziś byłam na imieninach u siostry. W sumie nie było źle. Jest młodsza ode mnie, idzie teraz do piątej podstawówki. Ale coraz lepiej się dogadujemy. Troszkę pojadłam, ostatnio łatwo się zapycham i teraz się męczę. Ale tak głupio, że się ciągle zagłębiam w moje gastronomiczne trudności :D
Mogę uznać się za kozaka, przestawiłam sobie telefon na angielski! Czytałam gdzieś, że aby efektywnie się uczyć, trzeba jak najwięcej obcować z językiem. Więc obcuję ;)
Później wyskoczyłam do Oli po MP3 ze wspomnianymi zdjęciami. Troszkę się pośmiałyśmy i takie tam. Miluśno.
Jutro konkretne szykowanie się do wyjazdu i na koncert, który pewny jest na 99,9%. Będzie moc.
Ogólnie dzień średnio ciekawy.
Kończę paplaninę, wrzucam zdjęcia i lecę oglądać "Płytkiego faceta". Mam nadzieję, że się uda (czyt. telewizor nie będzie fochów stroił, bo coś ostatnio ma do tego tendencję.

a'la Samara.

chyba Ty!

Było jedno normalne, poważnie! Ale coś się nie chce wstawić :/ No trudno, później najwyżej.

PS. Obiecuję, że odpowiemm na wszystkie zaległe komentarze jeszcze dziś, ale teraz lecę.

Ja mata :*

Shibuya.

Nie tak dawno, nazwa ta kojarzyła mi się jedynie z badziewnym karaoke szoł na Vivie. Wyprostowałam skojarzenie i teraz jest to dzielnica Tokio. Tak być powinno.

Jak piszą: "Shibuya to komercyjne centrum Tokio, wypełnione galeriami handlowymi, restauracjami i klubami. To popularny punkt spotkań i jedno z najbardziej uczęszczanych miejsc w Japonii." Właściwie "jedno z najbardziej uczęszczanych miejsc" brzmi trochę jak kpina. Wielkie masy ludzi się tam przewalają. Podcza jednej zmiany światła na zielone, przez pasy potrfi przeskoczyć, bagatela, 4000 ludzi. W wybitnych przypadkach 15000. Ja przecież tylu osób naraz jeszcze na oczy nie widziałam!


Nie przedstawia ogromu, jak inne. Ale tylko
to mogłam tu wrzucić.

Co więcej, dzielnica ta zawiera w sobie przedstawicieli rozlicznych japońskich subkultur. Znajdziemy tam wszelkie odmiany lolit, skwarki pomalowane niczym klauny i wiele innych. Wypad na Shibuyę, to dla nich taki powrót do korzeni. Włśnie tam, w "stolicy rozrywki", subkultury stawiały pierwsze kroki.
Szłiiitasy...

I skawreczki.

Chcę odwiedzić to miejsce, tak jak wiele innych w Japonii. Bałabym się jednak, że ta masa mnie pochłonie. Kiedyś jednak pewnie się odważę.

12 lip 2011

Sprzątańsko + koncert.

Dzisiejszy dzień upłynął mi pod znakiem sprzątańska właśnie. Niewymuszonego! Jakoś mnie naszła ochota. Poza tym niedługo wybywam z domu, wypadało więc ogarnąć. Jutro pewnie dalej będę coś działać i powoli szykować klamoty do zabrania. Jak tak sobie myślę, będzie tego... o w uj. Jakoś się tam zorganizuję.


Kiedy już ujrzałam podziw w oczach mamy, spowodowany efektami mojego niespodziewanego zapału do pracy, moglam wybrać się na sesyjkę z Olą. Nie do końca jestem z niej zadowolona. Niuńka wychodziła cudnie, ja jakoś nie bardzo. Może 2, 3 zdjęcia mi się podobają. Ale to zawsze coś. Dodatkowo Ferdysław utruniał sprawę. Ganiał w kółko i zaplątywał nas w smycz, normalnie jak na filmach. Uperdliwe stworzenie, ale jakie słodkie! Zdjęcia dostanę dopiero jutro, troszkę przerobie i pewnie wrzucę w następnym poście.

Już w czwartek wybieram się na koncert. Przeciacho Kamil Bednarek będzie się produkował na Nałęczowskiej scenie. W sumie reggae niespecjalnie mnie jara, ale zawsze to jakaś rozrywka, emocje, srutututu. I dużo znajomych. Powinno być fajnie. Już w piątek zdam Wam szczegółową relację. Pewnie będzie z czego. Z tymi umsłowymi paralitykami zawsze się coś dzieje :D Chociaż tam razem nie chcę być przerzucona przez ramię i noszona po placu na oczach... LUDZI! Ludzie są źli, bezduszni i się z nas śmieją.

+ kurde! Nie lubię, kiedy ktoś czyta mi w myślach. Zobaczcie sobie: click!. Czy to nie jest bazduszne? Próbowałam nawet oszukiwać. Znowu Ci kosmici...

11 lip 2011

Nałęczowskie tańce żołądkowe -.-

Konichiwa!

Wczorajszy dzień był udany, nie powiem. Wyżyłam się mniej więcej na rowerze. Jakieś 13 kilometrów w 25 minut, uwzględniając dwa olbrzymie górzyska, to nie jest źle. Uwierzcie mi.
Schizowałam wracając około 22. Kawał drogi, nieoświetlonej w dodatku. To coś białe, co przede mną przeleciało, nie było niczym nadzwyczajnym. Serio.
Pomiędzy szleństwami na rowerze przemaszerowałam w towarzystwie Agi do naszego stałego punktu pieszych wycieczek krajoznawczych - Nałęczowa. Słońce prażyło niemiłosiernie, uważam więc za naturalne pozbycie się bluzek na mało uczęszczanej drodze. Nieliczni mijani ludzie twierdzili chyba inaczej. Ale to ich problem. Grunt, że było hadrcore na 102.
Na miejscu uraczyłyśmy się lodami. Były pyszne, a plam prawie nie widać. Co poradzę na to, że najbardziej lubię czekoladowe?
Lody jednak były tylko początkiem drogi ku zagładzie mojego żołądka. Dołączyły do nich trzy paczki chipsów zjedzone w doborowym towarzystwie, na niebezpiecznie wysoko fruwającej huśtawce + oranżada.
Potem jeszcze tylko szaleństwa na karuzeli i mieszanka wybuchowa gotowa. Teraz cierpię -.-
Dodatkowo pochwalę się lekcją jazdy na desce, podczas której zaliczyłam poziom zerowy tylko 2 razy :D Toż to wyczyn w moim przypadku. Ale prawie wychodziło i tego się trzymajmy.
Ale mi będzie brakować tych ludzi, ja pierdziut :/

Cieszę się, bo już od soboty na czas nieokreślony, na obecną chwilę, lokuję się w Nałęczowie na dzień i noc. Chocież wspomniana karuzela pod oknem, będzie wzbudzać raczej przykre skojarzenia. Cieszę się też, bo pod nosem zaraz jest biblioteka. Może znajdę tam Harry'ego? I Pamiętniki wampirów. Muszę je przeczytać, żeby wyprostować wyobrażenie tych stworzeń. Edwardo jest zbyt ciachowaty :D
Czerwone włosy są sexy!
(jutro sesja z Olą, może coś się tutaj nada)

Ja mata :)

show must go on!

Odnalazłam w tym szaleństwie metodę. Wkręciłam się w blogowanie, pora więc na coś nowego. Poprzednie miejsce w sieci unicestwiłam. Tak, lubię zmiany. Ale tutaj pozostane na dłużej. Obiecuję.
Mam tak nasr... Dobra. Wiele pomysłów mam. Muszę się gdzieś wyżyć, padło na bloga właśnie.

Na imię mi Kamila i mniemam, iż powinni mnie zamknąć w pokoju bez klamek. Tak pozytywnie na sam początek. Jedni sądzą, że jestem "żywym srebrem". Inni, że dokuczają mi owsiki. W sumie mają rację. Mam sto pomysłów na minutę, połowy nie chce mi się realizować, jeszcze jedna część realnością nie grzeszy (chociaż. Pojechać na Księżyc rowerem, czemu nie). Uwielbiam jeździć rowerem.
Kocham też Japonię. I Stany. I wszystko co dalekie. Patriotką się nazwać nie mogę.
Kocham czytać książki. Wszelakie. Raz mnie złapie na fantastykę, raz na mdłe romansidła, raz na horrory, czy tam kryminały. Zależy.
Kocham słuchać muzyki. Daje mi niekiedy kopa, innym razem wycisza. Jaka potrzeba.
Nienawidzę polskiego rapu, nie lubię większości polskiej, współczesnej muzyki. To gówno mnie przerasta...
Nienawidzę ludzi maszerujących przez życie z myślą "O w pytę, jaka/i ja jestem zajebista/a. A Ty mi stopy liż!" -,-

Będę Was zarzucać swoimi przemyśleniami, preferencjami, opiniami o książkach i innymi shitami. Może Was zainteresuję. Kto wie.

Nie me, żeby nie było wątpliwości.